środa, 1 lipca 2015

Szczęście.

Studentów można podzielić na dwie, dość duże grupy. Jedni to imprezowicze, którzy studiują na krawędzi i nie przejmują się zbytnio przyszłością. Wykazują podejście miej wyjebane, a będzie Ci dane i dzięki temu zapewniają sobie 5 lat niezłej zabawy, a co będzie to będzie. Być może kac - moralny - jak po każdej dużej imprezie.

Druga grupa to Ci, którzy nieustannie gonią za karierą. Zdobywają rzetelne wykształcenie, umiejętności językowe, praktyczne doświadczenie, kończą kursy, błyszczą w kołach studenckich i na koniec zostają nagradzani dobrą pracą i godną płacą. I to jest procentujące podejście. Jednak dla większości tych ludzi kariera wyklucza życie rodzinne przynajmniej na kilka lat po studiach. Więc zawsze jest coś za coś. Jeśli jednak realizują się w pracy i daje im to poczucie szczęścia to why not?

I jestem ja. Nie należę do żadnej z grup. Nie można powiedzieć, że nie imprezuję. Owszem lubię chill, często potrzebuję się zresetować i rozluźnić wśród znajomych jednak nie jest to dla mnie rzecz absolutnie niezbędna i definiująca studenta. Z drugiej strony staram się jak najwięcej wynieść ze studiów (nie mówię tutaj o krzesłach itp.), uczestniczę w dostępnych szkoleniach, zaliczam egzaminy na poziomie ponadprzeciętnym, jednak nie pcham się na prestiżowe praktyki czy do kół. Jest to moja świadoma decyzja, jednak czasem przyłapuję się na tym, że mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Bo jak to jest, że ja sobie tak odpuszczam chociaż mam możliwości. A no tak to jest, że są rzeczy ważne i mniej ważne. Każdy z nas ma jakieś priorytety i ja coraz częściej utwierdzam się w przekonaniu, że moim priorytetem - największym i najważniejszym jest założenie rodziny. Coraz częściej siadam przy moim facecie i myślę, że nawet gdybym była teraz audytorem, pracującym w jednej z firm Wielkiej Czwórki, dostającym co miesiąc na konto sumkę co najmniej atrakcyjną nie byłabym człowiekiem szczęśliwym ani spełnionym. Jedynym co pozwoli mi się spełnić jest szczęśliwe małżeństwo, kochane dzieci i dom, w którym zawsze jest ciasto na stole i uśmiechnięta mama. Obraz ten jest dość idylliczny i zdaję sobie sprawę, że nie zawsze w życiu układa się po naszej myśli, ale zawsze powinniśmy próbować realizować swoje marzenia, tym bardziej, że moje nie są jakieś wyszukane, ot zwykłe, poukładane życie wypełnione miłością bliskich.

Jeżeli w studenckim środowisku są ludzie myślący podobnie jak ja, to jest ich na prawdę niewiele. Jeszcze nikogo takiego nie spotkałam. Kiedy mówię znajomym, że chciałabym mieć męża, dzieci, dom, jeśli nie zamiast to niedługo po studiach patrzą na mnie jakby mi wyrosła druga głowa.

Ogromnym szczęściem jest to, że ktoś może się Go doczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz